Zamknij

36 lat temu ok. godz. 4.30 nad ranem pod Otłoczynem w zderzeniu pociągów zginęło 67 osób. To była największa katastrofa kolejowa w Polsce.

09:24, 22.08.2016 B.B Aktualizacja: 12:24, 22.08.2016
Skomentuj

W kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa w Otłoczynie o godz. 18 odbyła się msza św. w intencji ofiar tego tragicznego wypadku.

Pociąg osobowy nr 5130 jechał z Torunia do Łodzi. Lokomotywa ciągnęła 7 wagonów, w każdym z nich byli pasażerowie. Skład odjechał z toruńskiego dworca z ponad czterdziestominutowym opóźnieniem, o godz. 4.18 - trzeba było poczekać, aż obsługa doczepi do niego dwa wagony z miejscami do leżenia z innego pociągu.

Niemal w tym samym czasie, ok. godz, 4.20 ze stacji w Otłoczynie ruszył pociąg towarowy - maszynista zignorował sygnał "Stop" i wjechał na niewłaściwy tor, niszcząc część zwrotnicy. Maszyny sterujące ruchem nadały informację o tym, co się stało, do nastawni. Jej pracownica szybko poinformowała o tym dyżurnego na stacji w Otłoczynie, a ten przekazał informację do dyżurnej ruchu w Brzozie. Niestety - pociąg z Torunia zdążył minąć stację w Brzozie i pędził z prędkością ok. 85 km na godz.

Sytuacja była dramatyczna: choć obsługa wiedziała, że pociągi są na tym samym torze i wkrótce się zderzą - nie było jak zalarmować maszynistów. 

Kilka minut później doszło do tragedii. W wyniku potężnego zderzenia niemal całkowicie zniszczone zostały obie lokomotywy i po trzy wagony z każdego składu. 

Akcja ratunkowa trwała wiele godzin i była niezwykle trudna: miejsce, w którym zderzyły się pociągi, przypominało wąwóz. Rozlał się olej napędowy, więc strażacy nie mogli używać narzędzi do cięcia metalu. Do wielu rannych nie udało się dotrzeć na czas.

- Było już prawie południe, dzień był słoneczny i bardzo gorący, a ciągle wynoszono ciała ofiar na skarpę - wspominał w wywiadzie udzielonym pracownikom urzędu marszałkowskiego Kazimierz Janicki, emerytowany naczelnik Lokomotywowni Pozaklasowej PKP w Toruniu, uczestnik akcji ratowniczej. - Chciałem, żeby się to wreszcie skończyło, jednak zwłok wciąż przybywało, układano je jedne przy drugich. Nie było czasu na zadumę, pracowaliśmy dalej. 

Do zbadania przyczyn i okoliczności katastrofy powołano dwie komisje dochodzeniowe. Okazało się, że maszynista pociągu towarowego był w pracy już od 20 godzin (choć dopuszczalne było 12). Nie wiadomo, dlaczego wjechał na zły tor. Wiele wskazuje na to, że nie zasnął - specjaliści, którzy badali przebieg wypadku, uznali, że pociąg do ostatniej chwili prowadzony był świadomie. Maszynista kasował "czuwak" - specjalne urządzenie, które ma zapobiec m.in. zaśnięciu podczas jazdy. Ostatni raz - ok. 30 sekund przed wypadkiem. Hamować zaczął ok. 150 metrów przed miejscem zderzenia, prawdopodobnie gdy tylko zobaczył światła drugiego pociągu. 

Obok miejsca zderzenia pociągów stoi dziś pomnik. 

(B.B)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%